Jak już wspomniałem, w Zadarze zostaliśmy na dwie noce – pierwszą po przyjeździe i drugą po zwiedzeniu dwóch miast. Dzięki temu można było zrelaksować się po trasie. Ale tylko teoretycznie…
Już z rana faceci zaczęli czyścić motocykle. Może nie tak na błysk w każdym szczególe, ale kobiety i tak widziały w tym wielki zapał i nadgorliwość. Żonaci usłyszeli, że ich kobiety liczą na takie samo nastawienie do sprzątania w domu. Marnie to widziałem, ale wolałem nie odbierać paniom nadziei.
Odświeżone maszyny zapowiadały wycieczkę. Celem był Trogir. Mieliśmy do pokonania jakieś 130km wzdłuż wybrzeża. Czyli jeden bak w obie strony.
Tankowanie
Wtrącę małą uwagę odnośnie tej czynności, która odmierzała nam czas. Otóż stacji paliw na Bałkanach nie brakuje. Ceny paliw są porównywalne do polskich – z niewielkimi odchyleniami na plus i na minus. Utrudnieniem jest natomiast to, że za połączenie między dystrybutorem a kasą robi najczęściej jakiś chłoptaś (zdarzali się dorośli mężczyźni, a nawet kobiety). Tankujesz, odkładasz pistolet, zamykasz korek i… Gdzie, do cholery jest numer stanowiska? W trakcie, jak buszujesz wzrokiem wszystkie literki i cyferki na budce z pistoletami, podbiega chłoptaś, zerka na wyświetlacz i znika. A ty idziesz do kasy – z nadzieją, że tam wszystko się wyjaśni. I się wyjaśnia. Chłoptaś stoi obok kasjera i w „ichnim” języku wyjaśnia za ile zalałeś. I tu bywa zastawiona pułapka. Jest upał, jesteś pod wrażeniem niesamowicie widokowej trasy (albo kasjerki), dajesz kartę, wstukujesz PIN i… mogłeś nie zauważyć, że chłoptaś cię zrobił na szaro. Zamiast zapłacić 14,20€, zapłaciłeś 3 eurasy więcej. Bo przy siedmiu motocyklach chłoptaś sczytał kwoty z kilku dystrybutorów jednocześnie i mógł się pomylić. Tylko w pomyłkę nie wierzę, gdy trzej tankujący mieli zapłacić po 3-4€ więcej. No i trzeba się było wykłócić o swoje.
Lekko zawiedzeni
Trogir – piękne miasto. Zwiedzanych miejsc – głównie zabytków – opisywać nie będę. Wujek Google zrobi to konkretnie i szybko. Niech wystarczy galeria zdjęć. Skupię się na trasie. Wzdłuż wybrzeża droga jest kręta i niesamowicie malownicza. Czasem tylko udaje się przekroczyć setkę. Większość baku upływa na prędkości rzędu 60-70km/h. To wystarcza. I tak oczy mieliśmy zajęte podziwianiem krajobrazów. Skały, morze, winkle. I tak bez przerwy. Po drodze wjechaliśmy w kłęby dymu, opadającego ze wzgórz. Płonęły gaje oliwne. W akcji ratowniczej brały udział samoloty. Piloci z niebywałą wprawą nabierali wodę z morza i wzbijali się w górę. Dla nas to rzadki widok, choć trudno nazwać to atrakcją. Ludzie potracili w okolicy zbiory oliwek.
W drodze powrotnej punktem kulminacyjnym miała być konsumpcja odojaka. Wygłodzeni wyrwaliśmy z Trogiru. Ssanie w żołądku dawało się mocno we znaki. Na skrzyżowaniu ze światłami stanęły obok nas dwa skutery. Dzieciaki w krótkich spodenkach, bez kasków. Patrząc na nas zaczepnie symulowali odkręcenie manetek. Rzucone wyzwanie przyjęliśmy. Na pomarańczowym ryk V-twinów rozdarł ciszę sjesty. Młodzi nieźle sobie radzili, ale niestety… Odstawiliśmy ich na kilkanaście metrów. Ego wzrosło. I utrzymałoby wysoki poziom, gdyby nie to, że na najbliższym winklu skutery nas objechały. Nie wiem, jakie to były piździki, ale burczały fest. No i kładły się o wiele lepiej od naszych maszyn. Niby tylko zabawa, ale miny nam zrzedły. A do tego odojak okazał się przereklamowany. Ledwie ciepły i taki jakiś bez smaku. Wybraliśmy złą knajpę.

Bak na rezerwie
Wieczorne zwiedzanie Zadaru było urozmaicone. Znowu odsyłam do buszowania w necie, jeśli kogoś interesują zabytki. Polecam dźwięki organów wodnych, słuchane na lekkim rauszu… Mandaryna to pikuś!
Dzień zakończyliśmy na kwaterze, siedząc pod winogronami. Oczywiście nie przy pustym stole. Potem wstępne pakowanie bagażu, by rano wykorzystać kolejne baki w drodze do Montenegro.
Shoei dawał radę. Jechałem bez szyby w motocyklu. Temperatura ok. 27°C. Wentylacja nawet wyczuwalna, choć czasem podnosiłem szybkę. Cisza! I praktycznie zero robactwa, więc nawet nie było co czyścić.
Janusz „Prałat” Ogórek
http://www.motogen.pl
P.S. zdjęcia z galerii Piotrka, Michała i Jarka