Wyspiarstwa nie mieliśmy w planie. Jednak Korfu, najmniej grecka wyspa – ze względu na dawne wpływy weneckie, francuskie i angielskie oraz mnóstwo zieleni – tak nam przypadła do gustu, że postanowiliśmy spędzić tutaj trzy pełne dni. Jeden bak upłynął bardzo ciekawie. Chociaż nie nakręciliśmy setek kilometrów. Podróżowanie po drogach wyspy odbywa się najczęściej w ślimaczym tempie, a lewe kończyny mają co robić – sprzęgło i biegi są cały czas w użyciu. Po kilku dniach lewą dłonią dusiłem cytryny tak, że aż pestki strzelały.

Z atrakcji, które warto zobaczyć wymienię: wenecką twierdzę w Korfu, Achilleion (pałac Cesarzowej Elżbiety, zwanej Sissi; po zdradach męża i śmierci syna strzeliła sobie niezłą chatkę), Pantokratora (najwyższy szczyt wyspy, z którego rozpościerają się fantastyczne widoki) oraz liczne plaże.

Ceny na Korfu wcale nie okazały się zaporowe. Zdrowa konkurencja utrzymywała je na znośnym poziomie. Nie ma się też co łudzić, że jakaś tawerna w głębi wyspy będzie tańsza od tej na wybrzeżu. Podobnie było ze sklepami. Jak zerknąłem w jednej budce wielobranżowej na cenę papieru toaletowego, to zaraz pojąłem sens wynalazku pana Bideta. 1€ za rolkę!

Motocykle i skutery… Tego bez liku jeździ po drogach. Najczęściej spotykaliśmy supermoto. Kierowcy w klapkach, krótkich spodenkach i bez kasku odstawiali takie popisówki, jakby już w dzieciństwie mieli dwa koła zamiast wózka. Szpanerskie poślizgi przy ruszaniu czy drifty na zakrętach były na porządku dziennym.

Co do jazdy bez kasku… Spora frajda! Wreszcie mogliśmy poczuć wiatr we włosach. Ja wiem, że z rozsądkiem ma to mało wspólnego, ale trzeba było spróbować i tyle. Zwłaszcza, że z Easy Rider’s przekwalifikowaliśmy się na Cafe Racer’s, a jednego dnia na Beach Racer’s. Od śniadania do późnego wieczoru zwiedzaliśmy plaże. Od piaszczystych, przez żwirowe do kamienistych. Te ostatnie były najlepsze. Białe otoczaki, błękitna woda, skały i soczyście zielona roślinność, a wokoło opalenizna ciałek płci żeńskiej. Idealne miejsce na leniuchowanie. W licznych zatokach i hotelowych basenach można sobie nacykać setki fotek na face book’a czy naszą-klasę. Osobiście nie wytrzymałbym tam dwóch tygodni. W sumie nie ma gdzie pojeździć. Jak zjechałem z promu i wpadliśmy na autostradę, to przekraczając 120km/h odczuwałem „jaskółczy niepokój”. Tak odwykłem od normalnej jazdy!

Zdjęcia ze zbiorów Piotrka, Jarka, Michała i Adama.

Janusz „Prałat” Ogórek

http://www.motogen.pl